Na wstępie wypada podziękować pomysłodawcom
niniejszego newslettera, a nawet
bardziej - Biuletynu Warszawskiego Centrum
Aikido, za przyjęcie propozycji współpracy
i otwartość na teksty o tematyce różnej, mniej
lub bardziej związanej ze Sztuką.
Z uwagi na przyjęty szablon i narzucone sobie
ograniczenia, aby czytelnika nie zmęczyć
i nie zniechęcić, a jednocześnie sprawić,
że na kolejne wydania będzie oczekiwać –
podjęty temat przedstawię w formie cyklu.
Będzie to zarówno opowieść o tym, czego już
doświadczyłem, a także o tym, czego
nieustannie doświadczam. Mam nadzieję,
że przyciągnie ona uwagę wszystkich z Was,
których znam, jak również tych, z którymi być
może miałem już okazję spotkać się na macie,
ale nie było sposobności do dłuższej
rozmowy.
Historia, którą zamierzam napisać, jest tak
dziwna, że początkowo miałem wątpliwości
czy się nią w ogóle dzielić. Moja przygoda
z jeździectwem i Aikido zaczęła się
stosunkowo późno, po 35 roku życia.
Raczej… przypadkiem, jako rezultat
poszukiwania czegoś, czego w dotychczasowym
życiu brakowało. Inspiracje znalazłem
w 2014 r. daleko, bo w Palo Alto w Kalifornii,
podczas wieczornej rozmowy z 82-letnią
kobietą, u której wynajmowałem wówczas
pokój.
Po powrocie do kraju umówiłem się na
pierwszą lekcję jazdy. Zaangażowanie i regularność
(przynajmniej 1-2 jazdy w tygodniu)
sprawiły, że po niecałym roku byłem już w zupełnie
innym miejscu. Często jednak – mimo
zapewnień instruktorki – miałem wrażenie
braku kontroli nad półtonowym prymitywnej
rasy koniem fiordzkim. Ta wydumana przeze
mnie idea „kontroli” przez jakiś czas jeszcze mi
towarzyszyła.
Podczas kolejnego pobytu w Kalifornii w 2015 r.
trafiłem do instruktora, który stał się dla mnie
bardziej mentorem, przewodnikiem w tej
przygodzie.
Dowiedziałem się wtedy, jak oddychać,
pozostać zrelaksowanym i „obecnym”
w określonej sytuacji, a także jak podejmować
skuteczne, zdecydowane działania. Teraz
trzeba było to wszystko połączyć.
Pierwsi instruktorzy, których uważam za
dobrych nauczycieli, nie poświęcali niestety
zbyt wiele czasu na przekazanie wiedzy
z zakresu behawioryzmu koni, budowania
porozumienia z koniem.
DLACZEGO JEST TO WAŻNE?
Napięcie, wstrzymywanie oddechu w niczym
nie pomagają zarówno jeźdźcowi, jak i koniowi.
Co więcej, burzy to harmonię z koniem, który
czuje wszystko, co robimy i pozornie wszystko,
o czym myślimy. To bardzo spostrzegawcze
zwierzęta. Ich przetrwanie zależy
od umiejętności czytania mowy ciała. Gdy inny
koń unosi głowę, wstrzymując jednocześnie
oddech, aby słuchać otoczenia, może to
oznaczać, że zbliża się potencjalne zagrożenie.
Wtedy reagują pozostałe konie w stadzie.
Być może najważniejszą lekcją była ta, kiedy
musiałem nauczyć się bycia lepszym
„przywódcą” (tzw. leader), któremu koń zaufa
w sytuacji zagrożenia i nie ucieknie instynktownie.
Niby drobiazgi, ale mają wpływ na jakość
pracy z koniem. Można to porównać do roli
nage. Nie w kontekście wykonywanych technik,
ale kontroli energii, podczas gdy uke staje się
spokojny i elastyczny, dąży do odzyskania
równowagi i ochrony słabych punktów.
Ale o tym później.
Wszystko to, czego się nauczyłem,
postanowiłem przełożyć na praktykę
jeździecką. Zmieniłem też „styl” jeździectwa
z klasycznego na western, tzw. naturalne.
Dla zainteresowanych wspomnę, że styl ten
ma – jak się przyjmuje – korzenie w husarskiej
szkole jeździeckiej. Koń do jazdy klasycznej
i western jest teoretycznie taki sam. Inny jest
sposób jego wyszkolenia i jazdy na nim, która
polega – w skrócie – na subtelnej komunikacji.
Kolejne lata upłynęły jednak pod znakiem
kontynuacji nauki elementów „technicznych”
jazdy, ale miałem o czym myśleć. Szczególnie,
że w Polsce nie jest łatwo o instruktora jazdy
western. Owszem, w ostatnim czasie szkoła
ta staje się coraz popularniejsza z uwagi
na rozwój turystyki jeździeckiej, jednak
nie wszędzie takie ośrodki są. Nadal więc
czegoś brakowało, a przy tym doszły
frustrujące problemy z równowagą, z którymi
musiałem sobie poradzić. Czasem tak bywa.
Przełom nastąpił w listopadzie 2016 r.
Zachęcony, w przyjacielskiej rozmowie,
przez Sensei Magdę J. (3 DAN), odwiedziłem
Warszawskie Centrum Aikido Dojo Niecała.
//Robert Górski, Dojo Niecała
_____________________________________
© WARSZAWSKIE CENTRUM AIKIDO
Dokładamy wszelkich starań, by umieszczane w niniejszym Biuletynie WCA materiały nie naruszały praw autorskich, praw do wizerunku itp.
Jakiekolwiek możliwe pomyłki i naruszenia w tym zakresie nie wynikają z naszego celowego działania i są one niezamierzone.
...przez cały rok szkolny! ...do tego uczestnictwo w letnim zgrupowaniu za 1 PLN.